środa, 11 maja 2016

O pewnej tajemnej księdze i równie tajemniczej staruszce, która jej strzegła

źródło: pinterest
W moich książkach często tłem wydarzeń są rzeczywiste miejsca. Trochę tylko odrealnione, przystosowane do potrzeb fabuły, ale dalej prawdziwe. 
Podobnie jest z pojawiającymi się w nich rzeczywistymi postaciami. I nie chodzi mi o te znane wszystkim z historii, ale inne. 
Takie jak Liska.

Bo Liska istniała naprawdę.
Naprawdę nazywała się Elisabeth Schimanski i mieszkała do 1978 roku w miejscowości Ryn, w pochodzącym z XVI wieku domu niedaleko cmentarza. 

Niewiele o niej wiadomo. Rzadko rozmawiała z ludźmi. Siwa i drobniutka przemykała się ulicami miasteczka, z nikim się nie przyjaźniła, odmówiła nawet przyjęcia polskich dokumentów. Mieszkała sama, nigdy nie pracowała, podobno miała w Niemczech brata, który  przysyłał jej pieniądze, które starczały jej na skromne utrzymanie. 
Niestety w latach siedemdziesiątych siłą przesiedlono ją wraz z częścią sprzętów i rzeczy osobistych do maleńkiego mieszkanka, ponieważ jej dom miał zostać zburzony. Na jego miejscu postanowiono wybudować nową drogę. 
Dom zamknięto i zaplombowano, ale niektórzy mieszkańcy Rynu przysięgają, że w nocy widywali odbijający się w jego oknach płomień świecy. Tłumaczyli to istnieniem tajemnego, podziemnego korytarza  z sekretnym wejściem na cmentarzu, którym Elisabeth przedostawała się do swojego ukochanego domu.

Podobno posiadała w nim też sporo książek, a wśród nich jedną szczególną. Bardzo starą i oprawioną w czerwony materiał. Strzegła jej jak oka w głowie i nikomu nie pozwoliła do niej zajrzeć. Nie była to z pewnością Biblia, bo te oprawiano w czarny materiał. Na temat jej zawartości snuto różne domysły: że była to antybiblia, zbiór sekretnych zaklęć, albo księga w której spisano tajemnice templariuszy, masonów a nawet celtyckich druidów, z którymi wiążą się lokalne legendy.
Które z nich były prawdziwe? Tego nigdy się nie dowiemy. Elisabeth zmarła w 1978 roku. Jej grób nie przetrwał, a dom w końcu rozebrano. Znaleziono nawet kamień węgielny, a w nim butelkę z karteczką i zapisaną na niej datą budowy domu.

Strona z książki "Tajemnice Warmii i Mazur"
Tomasza Sowińskiego
To tyle jeśli chodzi o fakty, które poznałam dzięki panu Tomaszowi Sowińskiemu i jego książce "Tajemnice Warmii i Mazur" (Wydawnictwo Regionalista, Olsztyn 2008). 

Jak wiele ich przemyciłam do mojej powieści? 

Tego dowiecie się dopiero z lektury "Kołysanki dla Rosalie". Również tego, która z pogłosek dotyczących tajemnej księgi Elisabeth okazała się prawdziwa - oczywiście zdaniem powieściowych bohaterów. 

Pewne jest, że to chyba jedna z najbardziej niezwykłych historii, na jaką się natknęłam w trakcie pisania wszystkich moich powieści.

Fragment "Kołysanki dla Rosalie" w wersji audio (klik).

1 komentarz:

  1. Ja już wiem. Obydwie części tej opowieści czytałam. Gorąco polecam. Są bardzo ciekawe i czyta się je bez tchu.

    OdpowiedzUsuń