czwartek, 4 sierpnia 2016

Seks na plaży


Tytuł posta nie będzie kontrowersyjny, jeśli skojarzony zostanie z popularnym (pysznym zresztą) drinkiem z palemką. Będzie, jeśli zostanie potraktowany dosłownie, w pełnym wszystkich trzech słów znaczeniu, wprost i bez ogródek. I właśnie w tej drugiej, duuużo mniej pruderyjnej wersji znaleźć go można w jednej z moich powieści, ale... mimo to nie w takiej postaci, jak mogłaby być widziana owa, hmm... sytuacja, którą to został obalony pewien mit.

Mit seksu na plaży.



I żeby nie być (nomen omen) GOŁOsłownym, przytaczam fragment "Mimo wszystko Wiktoria":

"Nie przestał, a ona nie protestowała, kiedy zdjął z niej mokrą sukienkę. Chwycił ją mocno w pasie, podniósł i ułożył ostrożnie na skale. Nie protestowała, gdy poczuła ból wbijającej się w twardą skałę dolnej części kręgosłupa i pieczenie otartego na szorstkim kamieniu łokcia.
- Seks na plaży jest przereklamowany… - zdążyła jeszcze pomyśleć, pozbywając się z ust kilku ziarenek piasku, gdy jej plan został zrealizowany do końca.
Giorgos podniósł z ziemi swoją koszulę i okrył jej ramiona.
- Czy…? – zaczął.
- Było cudownie – szepnęła, sama nie wiedząc, czy mówi prawdę. – I niczego nie żałuję – dodała po chwili.
Przecież o to właśnie jej właściwie chodziło. Pragnęła przeżyć romantyczne uniesienie na egzotycznej plaży, z przystojnym, młodym tubylcem. Z całą tandetną otoczką, taką jak w kiepskim romansie. Chciała sprawdzić, czy zadrży ziemia i czy ujrzy milion fajerwerków.  Niestety, nie zadrżała. Fajerwerków też nie było, mimo że kochanek wydawał się idealny. Zamiast tego krwawił jej łokieć, potwornie bolała kość ogonowa, a między pośladkami wciąż poniewierały się ziarenka piasku.  Skaliste wybrzeże i żwir z całą pewnością nie były stworzone do romantycznych miłosnych uniesień. Kaźdy, kto opisywał to książkach, z pewnością sam nie miał okazji ich zaznać.
- Tak właśnie obala się mity – pomyślała i westchnęła z rezygnacją. Popatrzyła na piękne ciało  Giorgosa. – Ale przynajmniej będę miała co wspominać do końca życia.
            Miesiąc później przekonała się, że nawet gdyby bardzo chciała, nocy na Karidi Beach nie zdoła zapomnieć już nigdy."


Natomiast sama plaża i mityczny zachód słońca nad morzem... no cóż, może i trąci lekko kiczem, ale tego rodzaju, któremu trudno się oprzeć. ;)


W przeciwieństwie do seksu na plaży nie jest przereklamowany, i tu podpieram się już wyłącznie własnym doświadczeniem. Bo zachód słońca na plaży jest absolutnie cudowny!


W dodatku w jakiś magiczny sposób za każdym razem inny, więc można oglądać go w nieskończoność, codziennie, i nigdy się nie nudzi. A przynajmniej mnie, co widać zresztą na załączonych obrazkach. :)


Wszystko trwa tylko kilka minut, dlatego potem...


Można zamówić sobie prawdziwy Sex On The Beach i poruszyć całkiem inne zmysły. 
Smakowe. ;)


Moje zostały poruszone. :)







3 komentarze: