Tytuł posta nie będzie kontrowersyjny, jeśli skojarzony zostanie z popularnym (pysznym zresztą) drinkiem z palemką. Będzie, jeśli zostanie potraktowany dosłownie, w pełnym wszystkich trzech słów znaczeniu, wprost i bez ogródek. I właśnie w tej drugiej, duuużo mniej pruderyjnej wersji znaleźć go można w jednej z moich powieści, ale... mimo to nie w takiej postaci, jak mogłaby być widziana owa, hmm... sytuacja, którą to został obalony pewien mit.
Mit seksu na plaży.
I żeby nie być (nomen omen) GOŁOsłownym, przytaczam fragment "Mimo wszystko Wiktoria":
"Nie
przestał, a ona nie protestowała, kiedy zdjął z niej mokrą sukienkę.
Chwycił ją mocno w pasie, podniósł i ułożył ostrożnie na skale. Nie protestowała, gdy poczuła ból wbijającej
się w twardą skałę dolnej części kręgosłupa i pieczenie otartego na szorstkim
kamieniu łokcia.
-
Seks na plaży jest przereklamowany… - zdążyła jeszcze pomyśleć, pozbywając się z
ust kilku ziarenek piasku, gdy jej plan został zrealizowany do końca.
Giorgos
podniósł z ziemi swoją koszulę i okrył jej ramiona.
-
Czy…? – zaczął.
-
Było cudownie – szepnęła, sama nie wiedząc, czy mówi prawdę. – I
niczego nie żałuję – dodała po chwili.
Przecież
o to właśnie jej właściwie chodziło. Pragnęła przeżyć romantyczne uniesienie na
egzotycznej plaży, z przystojnym, młodym tubylcem. Z całą tandetną otoczką,
taką jak w kiepskim romansie. Chciała sprawdzić, czy zadrży ziemia i czy ujrzy
milion fajerwerków. Niestety, nie
zadrżała. Fajerwerków też nie było, mimo że kochanek wydawał się idealny.
Zamiast tego krwawił jej łokieć, potwornie bolała kość ogonowa, a między pośladkami
wciąż poniewierały się ziarenka piasku. Skaliste
wybrzeże i żwir z całą pewnością nie były stworzone do romantycznych miłosnych uniesień. Kaźdy, kto opisywał to książkach, z
pewnością sam nie miał okazji ich zaznać.
-
Tak właśnie obala się mity – pomyślała i westchnęła z rezygnacją. Popatrzyła na
piękne ciało Giorgosa. – Ale przynajmniej będę miała co
wspominać do końca życia.
Miesiąc później przekonała się, że
nawet gdyby bardzo chciała, nocy na Karidi Beach nie zdoła zapomnieć już nigdy."
Natomiast sama plaża i mityczny zachód słońca nad morzem... no cóż, może i trąci lekko kiczem, ale tego rodzaju, któremu trudno się oprzeć. ;)
W przeciwieństwie do seksu na plaży nie jest przereklamowany, i tu podpieram się już wyłącznie własnym doświadczeniem. Bo zachód słońca na plaży jest absolutnie cudowny!
W dodatku w jakiś magiczny sposób za każdym razem inny, więc można oglądać go w nieskończoność, codziennie, i nigdy się nie nudzi. A przynajmniej mnie, co widać zresztą na załączonych obrazkach. :)
Wszystko trwa tylko kilka minut, dlatego potem...
Można zamówić sobie prawdziwy Sex On The Beach i poruszyć całkiem inne zmysły.
Smakowe. ;)
Moje zostały poruszone. :)
Budujący ten seks,.
OdpowiedzUsuńSwietny wpis.
OdpowiedzUsuńSliczne zdjecia
OdpowiedzUsuń