
Prowansję po raz pierwszy zobaczyłam 9 lat temu, i wtedy zauroczyły mnie przede wszystkim dwa maleńkie prowansalskie miasteczka - Vallauris i Biot. Postanowiłam, że z pewnością kiedyś tam wrócę...
Czekały na mnie 7 lat. Pojechałam tam jednak nie tylko po to, by je po prostu zobaczyć, ale też przypomnieć sobie ich klimat i przenieść go do "Sekretu zegarmistrza".
![]() |
2014 |
2007 |
![]() |
2014 |
2007 |
A w "Sekrecie zegarmistrza" Vallauris - oczywiście nie tak obficie ilustrowane, jak tutaj, wygląda tak:
"Obie wiedziały, czego mogą się spodziewać po maleńkim, prowansalskim miasteczku.
Klimatycznej urody, sklepików z pamiątkami, rozstawionych na ulicy
stolików restauracyjnych i kramów z wonnymi specjałami oraz masy
turystów spragnionych lokalnych atrakcji. Dlatego tak bardzo zaskoczył je widok
Vallauris. Niby spełniało wymagania turystów, a jednak różniło się od
innych znanych im miasteczek. Mimo pełni sezonu spotkały jedynie kilka
starszych par, przechadzających się nieśpiesznie główną ulicą.
Przy stolikach
siedzieli niemal wyłącznie mężczyźni, raczej autochtoni, popijając wino i wesoło
gawędząc.
Zastawione kolorową ceramiką kramy oferowały przeróżne naczynia
zdobione w prowansalskie wzory.
– Podobno to centrum ceramiczne, ale nie spodziewałam się, że traktują
to aż tak dosłownie – powiedziała Lena. – W każdym sklepiku tony naczyń.
Nieśmiało zajrzała do jednej z tonących w chłodnym półmroku
galerii, gdzie na metalowych podestach ustawiono abstrakcyjne gliniane rzeźby.
– Wszystko przez Picassa. – Wyjęła z plecaka przewodnik. – Rozsławił to miejsce. W Zamku Vallauris jest nawet muzeum, gdzie można zobaczyć również jego rzeźby.
– Wszystko przez Picassa. – Wyjęła z plecaka przewodnik. – Rozsławił to miejsce. W Zamku Vallauris jest nawet muzeum, gdzie można zobaczyć również jego rzeźby.
– Chętnie sobie to wszystko pooglądam, ale najpierw naprawdę muszę coś
zjeść, bo za chwilę chyba umrę z głodu i pragnienia – Ksenia
oświadczyła dramatycznie. – Poszukajmy jakiegoś miłego miejsca.
Muzeum
Picassa okazało się nieczynne, co przyjęły z pewną ulgą, ponieważ nie
miały już dziś siły na zwiedzanie czegokolwiek. (...) Czekało je sporo
pracy, dlatego teraz z prawdziwą przyjemnością przysiadły na ławce i zagapiły
się w kolorowe fasady sklepików i kamienic ozdobionych efektownymi, kutymi balustradami, zza których wylewało się morze różnobarwnych kwiatów. (...)
Zaopatrzone w całkiem
solidne porcje lodów, wybrały się najpierw na spacer po mniej uczęszczanych
zaułkach. Spodziewały się, że jak zwykle w tego typu miejscowościach okażą
się ciekawsze, niż turystyczna część miasteczka, i oczywiście się nie
zawiodły.
Nie znalazły co prawda
kolorowych, osłoniętych markizami knajpek, sklepów z pamiątkami i oryginalnych
wazonów z oliwnymi drzewkami, za to na balkonach obok donic pełnych
kwiatów i ziół suszyło się pranie.
Dyskretnie zaglądały
w otwarte na oścież okna, gdzie toczyła się francuska codzienność. Słuchały
rozmów, w większości niezrozumiałych,
ale za to wyjątkowo przyjemnych dla ucha ze względu na melodyjność języka,
w którym nawet kłótnie brzmiały pięknie.
Wreszcie dotarły nieco okrężną drogą do muzeum poświęconego artyście. Musiały poczekać jeszcze kwadrans, aż skończy się sjesta, za to otwarto już bramy mikroskopijnego, zamkowego dziedzińca z potężnym starym drzewem, rosnącym na samym jego środku. Tam przysiadły na kamiennej ławeczce i przyglądały się z zainteresowaniem brodatemu przedstawicielowi street artu, który przygotowywał finezyjną instalację z mnóstwa czerwonych świec."
Tyle na dziś. :)
Następny przystanek w Biot.
Obiecuję mnóstwo barw, powietrznych bąbelków zaklętych w szkle i oczywiście niepowtarzalnego, prowansalskiego klimatu.
Następny przystanek w Biot.
Obiecuję mnóstwo barw, powietrznych bąbelków zaklętych w szkle i oczywiście niepowtarzalnego, prowansalskiego klimatu.
Zapraszam serdecznie! :)
Piękna i urocza Prowansja.
OdpowiedzUsuń