czwartek, 21 marca 2013

Zapraszam na wycieczkę do Łomży...

Oczywiście razem z Anką Radecką i pozostalymi bohaterami "Bluszczu prowincjonalnego". :)




 


Pierwsze zdjęcie jest ciekawostką. Pisząc powieść wiedziałam, że łomżyńskie kwiaciarki kładą  często na kolanach Hanki  kwiaty. Postanowiłam, że w mojej książce będą to goździki. Kiedy gotowy "Bluszcz prowincjonalny" był już niemal w druku, pojechałam do Łomży, żeby zrobić Hance zdjęcie. Spójrzcie tylko, co artystka miała na kolanach! :)   Poniżej fragmenty książki, które ilustrują zdjecia:


 ...udali się w kierunku ulicy Farnej, zmierzając wprost do ławeczki, na której od kilku lat gościła odlana z brązu Hanka Bielicka. Jak zwykle, na kolanach słynnej Łomżynianki leżał bukiet świeżych kwiatów, tym razem były to kolorowe goździki.
Arturek  wspiął się na ławkę, zasiadł wygodnie i mrużąc z zadowoleniem oczy, lizał rozpływające się już powoli lody. Anna zerknęła ze strachem na śmietanową strugę płynącą wzdłuż jego łokcia, zastanawiając się, czy może zaproponować mu użycie chusteczki. Wyciągnęła na wszelki wypadek kilka z torebki, po czym zagadnęła chłopca.
- Myślę, że jakbyś się troszkę przesunął, to może i ja bym się zmieściła na tej ławeczce.
            Arturek nie przerywając lizania zerknął najpierw na nią, a potem zadarł głowę i spojrzał wprost w osłonięte rondem kapelusza brązowe oczy Hanki.
- Posuń się – warknął w kierunku zastygłej w brązie artystki, wprawiając Annę w kompletne osłupienie...




W drodze na parking Anna ze zdumieniem odkryła, że przy ulicy Długiej nadal istnieje maleńki sklep papierniczy, w którym przed każdym wrześniem robiła z mamą szkolne zakupy, z namaszczeniem wybierając ołówki, wąchając wściekle różowe gumki chińskie i negocjując zakup nowego piórnika zapinanego na magnes. Zatrzymała się przed wejściem, ponieważ widok księgarni spowodował, że wpadła na pewien pomysł.

                                              
- Poczekacie tu na mnie chwilę? – spytała, wchodząc już po schodkach.
 Dzieci pokiwały głowami i usadowiły się na jednej z pobliskich ławek. Amelia spojrzała z zachwytem w kierunku znajdującego się nieopodal, niezwykle wykwintnego gmachu biblioteki miejskiej, który jaśniał pośród innych pastelowymi kolorami – gołębim i pudroworóżowym.

- Wygląda tak, że ma się ochotę nałożyć go do pucharka, ozdobić bitą śmietaną i zjeść – podsumowała, czując zapewne
jeszcze na języku smak zjedzonych właśnie lodów.





Włożyła kluczyki do kieszeni i pomaszerowała w kierunku Krzywego Koła. Po minucie stanęła u szczytu ponad stuletnich Kamiennych Schodów. Zaczęła powoli schodzić, trzymając się metalowej poręczy. Po chwili zatrzymała się i przysiadła na jednym ze stopni. 


Ogarnęła wzrokiem rozpościerającą się przed nią przestrzeń, widoczne ze wzgórza Rybaki, kawałek ulicy Żydowskiej i soczystą zieleń doliny Narwi, w całej okazałości.




 Pół godziny później Anna parkowała swoje auto w miejscu dawnego dworca PKS. Kilkaset metrów dalej zaczynała się ulica Dworna, a już na jej początku oczom kobiety ukazał się duży szyld z napisem: Danaberia Bra. Salonik Biustonoszy. Zaśmiała się pod nosem nieco rozbawiona i przyśpieszyła kroku.




Mam nadzieję, że wycieczka była ciekawa?
Następny etep to Brzostowo i drewniana chatka wujostwa.
Zapraszam już za dwa tygodnie :)


4 komentarze:

  1. Pani Renatko dziękuję za kolejną podróż ścieżkami Anny Radeckiej :) Jak miło jest zobaczyć te wszystkie cudowne miejsca, w których byli bohaterowie "Bluszczu prowincjonalnego" :) Z wielką niecierpliwością wyczekuję kolejnego wpisu, aby zobaczyć jak wygląda chatka wujostwa :) Serdecznie pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym złożyć Tobie
    serdeczne, słoneczne i gorące
    życzenia:
    niech to będzie dobry, owocny, rodzinny czas...

    Radosnych Świąt!
    :***

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany to nawet nazwy sklepów są prawdziwe?!
    Cudownie!

    OdpowiedzUsuń