czwartek, 25 lutego 2016

Powrót na Podlasie

Powrót, ponieważ zabierałam Was tam już parokrotnie - do Brzostowa, Kiermus, Jedwabnego i Łomży - miejsc, gdzie toczy się akcja "Bluszczu prowincjonalnego".
Tym razem do Bujan (tak!) udamy się z "Sekretem zegarmistrza", w którym to Podlasie jest nieco inne, niż w Bluszczu.
Które zatem jest prawdziwe?
Z całą pewnością oba. :)

Żeby zobrazować wspomnianą wyżej różnicę użyję pewnego przykładu. ;)

Wyobraźnie sobie, że ktoś oczekuje dawno niewidzianego przyjaciela i cieszy się na jego wizytę przeogromnie i chce go jak najlepiej przyjąć. Pragnie też, by ów przyjaciel czuł się u niego świetnie. Taka przyjacielska wizyta może się odbyć na dwa sposoby:

1. Dom zostaje perfekcyjnie wysprzątany, pochowane wszelkie ślady domowej codzienności. Przygotowują się też domownicy - zakładają odświętne stroje, są mili i uśmiechnięci, wszelkie domowe konflikty zostają zawieszone dla podtrzymania jak najlepszej atmosfery. W kuchni pachnie ciasto i obiad z kilku dań podany na świątecznej zastawie. Tematy rozmów są wyłącznie neutralne, nieporuszane zwłaszcza te, które mogłyby gościa w jakimkolwiek stopniu urazić. Gospodarze zapewniają, że nie potrzebują pomocy przy sprzątaniu ze stołu, robią to sami - sprawnie i szybko, by jak najwięcej czasu spędzić z gościem. Wieczorem odstępują mu jedną z własnych sypialni, by czuł się jak najbardziej komfortowo i mile wspominał wizytę. Rano cała rodzina odprowadza gościa na pociąg. Na peronie wylewnie się żegnają, są uściski i niewymowny żal, że wizyta była tak krótka.

2. Dom zostaje ogarnięty z "grubsza", głównie po to, by gość się o coś nie potknął. Domownicy zachowują się normalnie, wszak gość jest na tyle "swój", że nie trzeba przed nim niczego udawać, bo mogłoby to wyglądać sztucznie. Jest plan, by coś dobrego ugotować, niestety starczyło czasu tylko na zrobienie zakupów. Gospodyni liczy po cichu, że gość pomoże jej chociaż obrać ziemniaki, przy okazji pogawędzą sobie swobodnie w kuchni. Pokazuje też, gdzie jest kawa i herbata, poleca gościowi, by czuł się swobodnie, prosi też, by przy okazji zrobił kawę i dla niej.Wieczorem zostaje rozłożona do spania kanapa w salonie, jednak gość z niej niewiele korzysta, bo rozmowy (żarty, ale i kłótnie przy cięższych tematach) trwają do rana. Z kolei rano wszystkich boli trochę głowa i nikomu nie chce się robić  śniadania, więc każdy (w tym gość) je to, co sam sobie wyciągnie z lodówki. Gość w chaosie panującym w mieszkaniu szuka swoich rzeczy niepewny, czy nie spóźni się na pociąg. Gospodarze pomagają mu, w końcu wszyscy wpadają na stację zziajani w ostatniej chwili, by nie zdążyć się nawet pożegnać, za to wygłupiają się chwilę na peronie i machają do gościa przez okno, zanim pociąg ruszy.

I pytanie: Który dom odwiedzilibyście chętniej?



Bo jeśli pierwszy, z pewnością bardziej spodoba Wam się obraz Podlasia w "Bluszczu prowincjonalnym". Tam ludzie są życzliwi i wzajemnie się wspierają, a nawet jeśli pojawi się niezbyt pozytywna postać, jej postępowanie usprawiedliwia trudna przeszłość. Skrajnie źli bohaterowi są mgliści i prawie niewidoczni zgaszeni przez tych dobrych - kiedy zły sąsiad katuje prawie na śmierć kozę, tłum innych postaci rzuca się zwierzęciu na ratunek, a sąsiadowi wymierzona zostaje kara. Niestety nieadekwatna do przewinienia, ponieważ okoliczności nie pozwoliły na większą, bo ucierpieliby przez to jeszcze inni.

Jeśli ktoś chciałby odwiedzić drugi z opisanych domów, powinien sięgnąć po "Sekret zegarmistrza". Tam również są ludzie dobrzy i źli, w podobnych proporcjach, tylko uczynków tych złych nic nie przesłania. Jak w życiu, bo w małym miasteczku prawie zawsze wszystko widać jak na dłoni, nawet gdy ktoś się stara, by było inaczej. W Sekrecie Podlasie jest bardziej zwyczajne, naturalne i przez to chyba też bardziej (dla mnie) osobiste. Nieodświętne, niewysprzątane,  nieprzygotowane na przyjazd gości, ale takie, jakie po prostu jest. Codzienne.

Obiecuję jednak, że niezależnie od tego, który rodzaj odwiedzin jest dla Was milszy, zrobię wszystko, by moja blogowa podróż po krainie mojego dzieciństwa (i wczesnej młodości ;) ) spełniła Wasze oczekiwania.
Pokażę Wam prawdziwe Podlasie, to odświętne, i to codzienne, również od kuchni. ;)

Pierwszy przystanek - Kruszyniany. 
Już w poniedziałek zapraszam Was do Tatarskiej Jurty! :) 


10 komentarzy:

  1. Tatarskiego jedzonka jeszcze nie próbowałam, ale czuję się skuszona :)
    Pani Renato, jest moja recenzja zegarmistrza, ale przyznaję szczerze, że napisałam też o tym, co mnie rozczarowało...
    http://czytelnicza-dusza.blogspot.com/2016/02/renata-kosin-sekret-zegarmistrza.html
    A Bluszcz wciąż przede mną... także będę mogła porównać oba domy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) Recenzję przeczytałam, jednak nie potrafię zdecydować, w której zakładce ją umieścić...

      Usuń
    2. To może ja rozwieję wątpliwości - pozytywnej :) Mimo minusów książka mi się podoba

      Usuń
  2. Tatarska jurta nęci mnie od dawna. Z okolic Sokółki pochodzi rodzina mego śp. Taty. Kto wie, czy nie mam nic wspólnego z Tatarami, kto wie...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że mój kolejny blogowpis zachęci Panią do prawdziwej wycieczki. ;)

      Usuń
  3. Ojej a ja bym właśnie zupełnie odwrotnie przydzieliła te domy do książek;) To przecież w "Bluszczu prowincjonalnym" wszyscy wpadli do wszystkich bez zapowiedzi i przesiadywali na werandzie. A w "Zegarmistrzu" dom był świętością, którą trudno się dzielić. Ciężko wyobrazić sobie takiego gościa w tym domu;) Myślę, że sposób przygotowania się na gości zależy też od tego kto przyjedzie. Ja, po wyjeździe mojej przyjaciółki jeszcze przez miesiąc odsyłam jej różne rzeczy zostawione po całym domu;) Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domy pewnie tak. :) Ale mnie chodziło bardziej o całe Podlasie - w Bluszczu pokazane komuś, kto tam się nie wychował i jest tam tylko gościem, a Sekrecie bez odświętnego stroju, bardziej codzienne, zwyczajne. ;)

      Usuń
  4. Okolice Łomży i Kolna są mi dobrze znane i kochane.Tam gość w dom i jajecznica na stół!

    OdpowiedzUsuń
  5. Sięgnę po obie książki, na "Sekret zegarmistrza" czekam niecierpliwie zaglądając w skrzynkę pocztową :) A jeśli chodzi o domy to bardziej pasuje do mnie drugi - ogarnięty z "grubsza" :) Pozdrawiam serdecznie Magdalena

    OdpowiedzUsuń