Pisałam już jakiś czas temu, że tytuł "Jedwabnych rękawiczek" ma kilka znaczeń i ukryta została w nim nazwa mojej rodzinnej miejscowości, w której częściowo umieściłam akcję powieści.
W kontekście głośnej ostatnio dyskusji nad ustawą o IPN jestem przy każdej okazji pytana przede wszystkim o Jedwabne, i o to, czy moja nowa powieść rzeczywiście opowiada o wydarzeniach z 1941 roku, o pogromie Żydów w Jedwabnem.
Odpowiedź brzmi jednocześnie tak, i nie.
Nie jest to historia o tym, co się wówczas zdarzyło, lecz jednocześnie tego nie omija.
Pogrom nie jest głównym wątkiem powieści choć dla fabuły ma charakter kluczowy. Wpływa znacząco na losy bohaterów "Jedwabnych rękawiczek" zarówno żyjących w tamtych trudnych czasach, jak i współczesnych.
I co najważniejsze - powieść nie powstała po to, by napisać o pogromie, ale stało się dokładnie na odwrót. Decyzja, by jej akcję osadzić w Jedwabnem i z odniesieniem do przeszłości pociągnęła za sobą taki właśnie skutek.
Tak, odkryłam tą wieloznaczność tytułu :) Książkę już przeczytałam, recenzja będzie na blogu w poniedziałek o 17:30 :)
OdpowiedzUsuńTo kiedy kolejna powieść? :)
Mam nadzieję, że nie rozczarowała. ;) A kolejna myślę, że być może jesienią.
UsuńNie! Była zaskakująca i nie mogłam doczekać się wyjaśnień.
UsuńSuper! :)
Przyznam, że czuję ulgę. :) Byłam bardzo niepewna Pani reakcji, bo to jednak powieść inna od poprzedniej, i specyficzna.
UsuńAż tak zawsze krytykowałam, że taka niepewność? :) Eeee... Aż tak to nie było, żeby mi się książki nie podobały :)
UsuńTaki styl i bycie detektywem chyba najbardziej mi pasuje jak w Jedwabnych rękawiczkach. Jest napięcie...
A Tatarki nie czytałam (razem z Bluszczem zresztą, który czeka od lat), dostałam dopiero pod choinkę :)