Oko czasu. Diamentowo - rubinowa broszka zaprojektowana przez Salvadora Dali |
Czy wierzycie w znaki,
przepowiednie i fatum, którego nie da się uniknąć? Oraz to, że nasz los jest zapisany np. w
gwiazdach, lecz niekiedy ujawniane są nam w różnoraki sposób pewne cząstki
informacji na temat tego, co nas czeka, choć dojrzeć je potrafi tylko ktoś, kto umie
używać tak zwanego „trzeciego oka” lub też ma po prostu ponadprzeciętnie
rozwiniętą intuicję, wrażliwość i zmysł obserwacji?
Niektórzy nazywają to przeczuciami, albo umiejętnością odczytywania znaków...
Niektórzy nazywają to przeczuciami, albo umiejętnością odczytywania znaków...
Nadia - jedna z bohaterek „Sekretu zegarmistrza” z pewnością odpowiedziałaby na oba te pytania twierdząco. Jej życiem od początku kieruje wyłącznie fatum, a przynajmniej ona w to wierzy, podobnie jak w to, że jej losy połączone są dziwną nicią z losami innej kobiety, bardzo do niej podobnej, choć żyjącej w zupełnie innych czasach.
Racjonaliści pokiwają z politowaniem głowami nad wiarą w powyższe gusła, inni pokuszą się pewnie o refleksję, bo chyba sporej części z nas
przydarzyło się kiedyś coś na tyle niezwykłego (tak?), że trudno było nam uznać to
za zwykły zbieg okoliczności. Pospolity przypadek. I w takich właśnie momentach człowiek, zaczyna się zastanawiać…
Sama wielokrotnie zastanawiałam się przy okazji podobnych zdarzeń. Było ich kilka, niektóre dotyczyły mojego pisania. Myślę, że pokuszę się kiedyś o osobny wpis dotyczący takich wypadków, dziś wspomnę tylko o jednym, może nie aż spektakularnym i dosłownym jak inne, ale dla mnie szczególnym.
A było to tak... :)
Kiedy otrzymałam pierwszą
propozycję okładki „Sekretu zegarmistrza” niestety nie zakrzyknęłam w głos ani nawet w duchu
radośnie czegoś w rodzaju: Ach, ach, jak cudownie, mam okładkę! Zupełnie inaczej zareagowałam po
poprawkach – wbrew pozorom całkiem niewielkich, ponieważ ocieplone zostały jedynie barwy, zmieniona czcionka i układ tekstu. Jaśniejszy i wyraźniejszy stał się też wisiorek na szyi kobiety. Wcześniej nie widać było za bardzo, która jest godzina na zegarku, a ta,
którą ujrzałam (niestety wówczas nadal niezbyt dokładnie, ale to teraz nieważne ;)) spowodowała, że tym razem z dużą dozą pewności powiedziałam już
na głos: Tak, to jest moja okładka.
Na tarczy zegarka zobaczyłam 9.05 –
o tej właśnie godzinie przyszłam na świat.
O 9.05 urodził się też
mój syn, w dodatku w tym samym miesiącu i tym samym dniu tygodnia co ja.
Co prawda z lekka naciągany, ale chyba jednak mimo wszystko znak? ;)
Wcale nie naciągany. Coś w tym jest.
OdpowiedzUsuńmusi coś w tym być :)) i tego się trzymajmy :)))
OdpowiedzUsuńMyślę sobie, że to może oznaczać taki symboliczny początek, narodziny czegoś nowego. :) Ta powieść jest pod wieloma względami szczególna, bardzo dla mnie ważna. Trochę inna niż poprzednie i jednocześnie do każdej z nich podobna. Poza tym jest w niej sporo magii, nie czarów, ale właśnie magii, takiej codziennej, która każdemu z nas od czasu do czasu się przydarza. :)
OdpowiedzUsuńA ja tam w znaki wierzę. Ten z całą pewnością nie jest naciągany. Kurcze, ale to istna magia. Godzina dzień i miesiąc, super :)
OdpowiedzUsuń