piątek, 18 marca 2016

Prawda, czy fałsz? ;)

Kilka moich sekretów, czyli efekt ostatniej fejsbukowej zabawy pt. „Prawda czy fałsz?”.

Poprosiłam fejsbukowiczów o wytypowanie trzech punktów, które od początku do końca są prawdziwe. Pozostałe zawierały w sobie również sporo prawdy, ale i fałsz. Tylko 3 osoby wytypowały właściwe punkty, o dziwo sporo trafiło tylko w te fałszywe. Jak widać, potrafię całkiem nieźle fantazjować, a to chyba dobrze biorąc pod uwagę to, czym się zajmuję? J

A "sekrety" (oczywiście przed wytypowaniem zwycięzcy bez odpowiedzi) wyglądały tak:

    1. Od paru lat kolekcjonuję … gorsety – nie bieliźniane, ale do noszenia „na wierzchu”. ;) Haftowane, z fiszbinami, cekinami, kokardkami i sznurówkami. Nie noszę ich, zdarzyło mi się to może raz albo dwa, jednak większości nie odważyłabym się na siebie założyć. Frajdę sprawia mi samo posiadanie, marzy mi się też gorset jak z burleski, oszałamiająco podkreślający talię. Oczywiście nigdy bym go nie włożyła, po prostu bardzo chciałabym go mieć.
PRAWDA - dowód załączam. J Wytrwali obserwatorzy moich poczynań dostrzegli jeden z tych nielicznych razów, gdy miałam mały fragment mojej kolekcji na sobie podczas odwiedzin w Tatarskiej Jurcie.
W Tatarskiej Jurcie
Niewielka część mojej kolekcji. ;)
  2.  Lubię bardzo różną muzykę, epizodycznie słuchałam nawet heavy metalu. Zwłaszcza Iron Maiden, dlatego gdy wysłuchałam w ich wykonaniu ukochanego „Alexander The Great” podczas koncertu na warszawskim Torwarze w 1995 roku, przyrzekłam sobie, że jeśli kiedyś będę miała syna, nazwę go Aleksander. Słowa dotrzymałam. J
PRAWDA – z wyjątkiem koncertu. Nigdy na nim nie byłam, ba, nawet tego nie planowałam, choć utwór rzeczywiście lubię do dziś i rzeczywiście zainspirował mnie do wyboru imienia mojemu pierwszemu dziecku. J 
Baaaardzo dawno temu...


 3.  Jeśli ktoś zerknął do mojego biogramu wie, że mam wykształcenie humanistyczne. Nie jest to do końca prawda, a przynajmniej cała prawda, ponieważ mam wiele różnych, nie tylko humanistycznych zawodów. Jestem filologiem polskim i bibliotekoznawcą, ale i pilotem wycieczek zagranicznych i hotelarzem. Pracowałam też jako kelnerka, brafitterka, pracownik biurowy, instruktor teatralny, prowadziłam warsztaty plastyczne. Naliczyłam 9, dziesiąty to pisarka. ;)
PRAWDA – od początku do końca, choć mnie samej czasem trudno w to uwierzyć. ;)
Tylko przez miesiąc, ale jako najprawdziwsza kelnerka!
  4 Przy paru różnych okazjach zwierzyłam się moim czytelnikom, że mam wyjątkowy porządek na biurku i lubię ład. To jednak nie wszystko, bo lubię też składać, układać, segregować kolorami i według wzrostu, a nawet prasować. Zwłaszcza prasować, ponieważ mnie to uspokaja. W chwilach stresu lub silnych wzruszeń zdejmuję nawet ubrania z półek i wieszaków. I jeszcze jedno - gdy piszę mam zawsze pod ręką specjalny pędzelek do czyszczenia klawiatury laptopa z okruchów.
    PRAWDA – naprawdę lubię porządek, nie tylko w szafach, ale i w życiu. Pędzelek też mam, ale to dlatego, że jestem też ogromnych łasuchem i podczas pracy często coś podjadam. Okruszki gubią mi się czasem w klawiaturze, więc je zawczasu wymiatam. :P

   5.  Od dziecka marzyłam o tym, by jeździć konno. Podziwiałam Baśkę, piękną klacz mojego dziadka, ale wciąż brakowało mi odwagi, by na nią wsiąść. W tajemnicy przed wszystkimi postanowiłam potrenować na zaprzyjaźnionym byczku, który przez to, że niższy, wydał mi się bezpieczniejszy. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Podprowadziłam go do płotu i wskoczyłam na łaciaty grzbiet. Udało mi się przyjechać na nim z łąki, gdzie się pasł, na podwórko. Dziadkowi, gdy to zobaczył prawie stanęło serce. Podobno życie ocaliło mi tylko to, że byk miał chorą nogę.
PRAWDA – z wyjątkiem tego, że to nie ja odważyłam się dosiąść byczka, ale moja siostra. Reszta się zgadza – uwielbienie dla Baśki i pomysł z trenowaniem jazdy konnej na byku był mój. Również ja zwabiłam go w pobliże płotu i pomogłam mojej siostrze wsiąść.

  6.  Nasze wakacje są na ogół objazdowe. Kiedyś nocleg wypadł nam we Włoszech, nad jeziorem Como, gdzie mają swoje domy hollywoodzcy celebryci.  Nie śniło mi się nawet, że któregoś spotkam, dlatego gdy w Laglio, na zwyczajnym skrzyżowaniu obróciłam głowę i w samochodzie obok ujrzałam… Aaaaa! George’a Clooney’a omal nie zemdlałam. Aktor ma tam dom, czytałam nawet w przewodniku, że można go spotkać w okolicy, gdy jeździ rowerem, ale żeby od razu taki fart? Cud!
PRAWDA – prawie. Nocowaliśmy nad jeziorem Como, a Clooney ma tam willę i jeździ czasem po okolicy na rowerze. Niestety mimo że szyja rozbolała mnie od ciągłego rozglądania się, nie udało mi się go spotkać. :P 


Źródło zdjęcia - klik









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz