środa, 26 kwietnia 2017

O krytyce i krytykanctwie

I nie, nie chodzi mi o recenzje książek (zwłaszcza moich ;)), ale o ogólną różnicę między krytyką i krytykanctwem. I o ogólną tendencję do pesymizmu.

Ludzie czasem krytykują zupełnie bezrefleksyjnie i czasem mimowolnie. Nie jest to, ja sądzę, popularny hejt, bo ten zwykle służy temu by ktoś poczuł się gorzej, ale taka zwyczajną, szarocodzienną krytykę zwyczajnych rzeczy, która zdarza się od czasu niemal każdemu,  właśnie bezrefleksyjną i często bezmyślną. Zanim zdołamy ugryźć się w język.

Bo jeśli chodzi o np. recenzje (wiem, miało nie być, ale to pierwszy przykład, jaki przychodzi mi do głowy ;)) - te mogą być krytyczne, nawet jeśli autor nie zgadza się z zarzutami, prawo recenzenta jest takie, że może mu się nie podobać i już, nawet, gdy nie podaje dlaczego. Nie da się napisać książki, która podobałaby się wszystkim, dlatego należy liczyć się z tym, że prędzej czy później objawi się ktoś, komu się nie spodobało. Pogodzenie się z tym faktem i niejako wzięcie tego na klatę jest równoznaczne z pewnego rodzaju dojrzałością autora, któremu jeśli robi się z tego powodu przykro, to równie często przez wzgląd na czytelnika, który stracił czas i może pieniądze na coś, co nie było dla niego odpowiednie i tym samym do niego skierowane. 

Inaczej rzecz ma się z krytykanctwem. To zawsze boli, w każdej kwestii. Nie jest w porządku krytykowanie czegokolwiek po nic, dla samego krytykowania - nie po to,  by coś naprawić lub zmienić, ale by jedynie głośno wyrazić swoje niepochlebne zdanie na temat czegoś. Bez wyraźnego celu. Bo co zyskamy, jeśli skrytykujemy czyjś wygląd? Nic, oprócz tego, że komuś zrobi się przykro. Mamy prawo skrytykować wszystko, co nam przeszkadza, ale powinniśmy być ostrożni w ocenianiu głośno czegoś tylko dlatego, że nam się nie podoba. Nie wszystko musi nam się podobać, czasem to, co nie podoba się nam, podoba się innym i na odwrót, bo o gustach, jak wiadomo, się nie dyskutuje. 

Czasem też wypada przemilczeć cisnące się nam na usta słowa krytyki, gdy wkraczamy w cudzą przestrzeń prywatną, czy wręcz osobistą. Bo kiedy ktoś nas zaprasza do swojego domu, nie mówimy mu, że to, czym nas poczęstował jest niesmaczne, a kanapa na której nas posadził niewygodna. Nawet, jeśli tak akurat jest, pomijamy to milczeniem, skupiamy się na pozytywach i o tych mówimy głośno, bo wtedy jest po prostu miło. Bo jeśli ma nie być miło, lepiej chyba powstrzymać się przed odwiedzinami, albo odłożyć je na później.
Podobnie zachowujemy się, gdy odwiedzamy czyjś blog, albo konto na fb. To też jest czyjaś przestrzeń w której funkcjonujemy na prawach gościa, o ile chcemy zostawić po sobie pozytywne wrażenie. Dlatego zanim w nią wkroczymy, wytrzyjmy buty i własny zły humor spowodowany być może czymś zupełnie innym odwieśmy w przedpokoju. Wychodząc możemy go ze sobą zabrać, włożyć do kieszeni, albo wyrzucić do najbliższego kubła na śmieci.

Dlaczego piszę o tym wszystkim? Nie wiem, może dlatego, że ostatnio zbyt często napotykam sytuacje, gdy ktoś wchodząc w cudzą przestrzeń nie wyciera butów, mimo że na podeszwie przywlókł coś, co nie pachnie ładnie i psuje atmosferę również innym. Czasem  dotyczy to też przestrzeni publicznej, w której jest miło, i mogłoby tak zostać, gdyby nie pojawił się ktoś z przygnębiającym bagażem malkontenctwa.
Narzekamy na pogodę (na upał, jeśli jest upał, albo że go nie ma, jeśli akurat nie ma, w identyczny sposób na deszcz i śnieg), rozkopane ulice (zamiast cieszyć się, że po skończonym remoncie będą lepsze), przeszkadzają nam zmiany (przyznaję, ja też ich nie lubię), ale przecież nie wszystkie są złe. Z uwagi na wiele przykładów podam tylko jeden:    pojawiła sie wiadomość o wymianie legitymacji dla osób niepełnosprawnych (dla tych, którzy nie widzieli starych - wyglądają jak szkolne legitymacje, tylko są z gorszego papieru) na nowe, plastikowe, również w języku angielskim, więc być może można będzie ich używać również za granicą. Wydała mi się bardzo dobra, więc jakież było moje zaskoczenie, gdy pod artykułem znalazłam same krytyczne komentarze: że po co, że to zbędny kłopot, bo trzeba zdjęcie nowe zrobić, formularz wypełnić, że niepełnosprawni potrzebują czegoś więcej. To prawda, potrzebują, ale to nie powód, żeby odrzucać to "mniej", bo przecież kropla drąży skałę.

 Wiadomo, że nie zawsze jest idealnie, ale czy nie lepiej skupić się na tym, co dobre i zwyczajnie tym się cieszyć, zamiast bezsensownym marudzeniem psuć humor sobie i innym? Albo zakasać rękawy i spróbować naprawić to, co nam się nie podoba, zamiast tylko narzekać?
Wiem, że nie wszystko jest aż tak proste, ale może czasem warto przynajmniej spróbować wyprostować, to co zbyt pokręcone, albo spróbować dostrzec tego dobre strony? :)




1 komentarz: