Głowna bohaterka "Złodziejki dusz", Anastazja Niebieska, to roztargniona pedantka (wbrew pozorom te cechy wcale nie muszą się wykluczać ;) ), która twardo stąpa po Ziemi, ale też często chodzi z głową w chmurach (patrz wyżej). ;)
Jej głęboka wiara w to, że wszystko, nawet pozornie niemożliwe, da się jakoś realnie wytłumaczyć, zostaje poważnie zachwiana, gdy pewnego dnia zamieszkuje (tylko na pewien czas!) w starej willi należącej niegdyś do tajemniczej przodkini…
Niżej specjalnie dla Was spory fragment powieści, po którym raczej nie powinniście mieć wątpliwości, czy chcecie przeczytać „Złodziejkę dusz”, czy też nie… ;)
Przypominam, że premiera już 5 września.
***
Policzyła do dziesięciu i uniosła ostrożnie tylko jedną powiekę. Niestety, nadal widziała to samo, choć trudno jej było w to uwierzyć. Otworzyła drugie oko, a potem usta i zamarła sparaliżowana zaskoczeniem, lękiem i przede wszystkim bezgranicznym zdumieniem.
Wypuszczony ze zdrętwiałych nagle rąk mop upadł z łoskotem na podłogę. Nie schyliła się po niego. Podejrzewała, że nie będzie jej potrzebny, o ile nie zrobi ze strachu tego, o czym opowiada się w dowcipach, a po czym trzeba będzie wycierać podłogę, umierając ze wstydu. Właściwie niewiele brakowało, by do tego doszło. Powstrzymała nieszczęście dosłownie w ostatniej chwili, zaciskając mocno uda. Pozostało jedynie nieprzyjemne mrowienie w dole brzucha i lędźwiach. Z powodu nagłej suchości w ustach i zaciśniętego gardła, przez zbyt długi moment nie była też w stanie wydobyć z siebie nawet jednego dźwięku.
– Kim jesteś? – wydusiła wreszcie drżącym głosem. Niestety, nie usłyszała odpowiedzi. – Skąd się tu wziąłeś? – spytała ponownie, mimo ciągłego wewnętrznego dygotu, odzyskując powoli czucie w rękach i nogach, co pozwoliło jej zrobić dwa kroki w bok i oprzeć się obiema rękami o poręcz fotela, bo w przeciwnym razie pewnie by w końcu upadła. Jej ciało teraz dla odmiany robiło się coraz bardziej wiotkie. Niczym z balonika uchodziło z niej powietrze, a kolana stawały się dziwnie miękkie.
Nadal nie odpowiadał. Jedynie wpatrywał się w nią wielkimi, nieprawdopodobnie błękitnymi oczami. Pomyślała, że powinien się przestraszyć, w końcu wpadła tu jak furia, wrzeszcząc na niego i wygrażając mopem, tymczasem na jego ślicznej twarzyczce malował się absolutny spokój. Stał na środku salonu w kompletnym bezruchu i wyglądał, jakby przybył z innego czasu lub wymiaru.
Miał na sobie jasną płócienną koszulkę z okrągłym kołnierzykiem, krótkie granatowe spodenki na szelkach, podkolanówki w prążki i czarne błyszcząc buciki. Jasne włosy z równym przedziałkiem, zaczesane na bok, opadały miękką falą na bladobłękitną skroń. Wyglądał na jakieś pięć, może sześć lat, lecz jego oczy wydawały się o wiele starsze, zupełnie nie pasowały do dziecka, ale kogoś, kto urodził się o wiele wcześniej. Malowała się w nich niepokojąca dojrzałość. Wpatrywał się w Anastazję z ogromną uwagą, jakby nad czymś się zastanawiał. Na jego bladym czole utworzyła się cieniutka pionowa zmarszczka, narysowana przez ściągnięte lekko brwi. Nadal jednak nie otworzył ust, nie wydobył się z nich nawet najcichszy dźwięk.
– Kim jesteś, chłopczyku? – powtórzyła, prawie pewna, że i tym razem nie otrzyma odpowiedzi.
Nie pomyliła się. Nie tylko milczał, ale wydawał się jej nie słyszeć. Na twarzy i w postawie nie było nawet śladu reakcji. Chłopiec zastygł i nic nie zapowiadało zmiany.
Myśli Anastazji krążyły chaotycznie wokół ostatnich wydarzeń – podejrzanych hałasów i wrażenia, że ktoś odwiedza dom. Nawiedza, poprawiła się w duchu i jednocześnie poczuła, jak znów robi jej się słabo, a po plecach i dekolcie obficie spływa pot. Przypomniała sobie starą zabawkę, kolejkę zamkniętą w pudle pośród paru innych z równie zagadkową zawartością. I… opowieści o zaginionym dziecku złodziejki dusz…
oj zaciekawiłaś mnie , muszę przeczytać :D
OdpowiedzUsuńMiła w odbiorze lektura.
OdpowiedzUsuń