wtorek, 28 sierpnia 2018

Coś dla miłośników książek ;)

Kolejny fragment "Złodziejki dusz" ze specjalną dedykacją dla tych, którzy lubią czasem trochę się bać. 
\

PS Po przeczytaniu zachęcam do kliknięcia linku na dole.
________________

Stały na nieskończenie długich regałach w równiutkich szeregach i cudownie pachniały, a ona gładziła delikatnie ich chropowate grzbiety. Tylko jedną ręką, ponieważ drugą podtrzymywała inne, równie wiekowe tomiska, znalezione w kanciapie przylegającej do jej pokoju. Szukała długo i cierpliwie, zanim wreszcie wypatrzyła idealne miejsce dla nich, i dla siebie.
Wspięła się na drabinkę, która wyglądała, jakby ktoś zostawił ją tu specjalnie dla niej. Poczuła się jak Alicja w Krainie Czarów. Brakowało jedynie Białego Królika, który podpowiedziałby, gdzie najlepiej ustawić książki, Szaraka Bez Piątej Klepki, z którym z pewnością by się zrozumiała, Zwariowanego Kapelusznika do kompletu i przede wszystkim ulubionego Kota-­Dziwaka z Cheshire i jego uśmiechu. Wreszcie dojrzała skrawek wolnej przestrzeni na jednej z półek znajdujących się najwyżej, dokładnie tyle, ile potrzebowała.
Zaczęła ustawiać przyniesione książki. Jednak za każdym razem, gdy dokładała jedną, jakaś inna lądowała podłodze.
Trach!
Drgnęła przestraszona, gdy usłyszała pierwszą.
Trach! Trach! Trach!
Kolejne książki spadały z półek, a ona była coraz bardziej przerażona. Stała jak sparaliżowana na metalowej drabince i czuła, jak z lęku łomoce jej serce.
Trach! Trach!
– Niech ktoś to zatrzyma!
Poderwała się na równe nogi, obudzona własnym krzykiem, i przestraszyła się, że spadnie z drabinki, zanim uświadomiła sobie, że to był tylko sen.
Trach!
A może to wcale nie sen?
Więc siedziała dalej z zamkniętymi oczyma, na wpół przekonana, że znajduje się w Krainie Czarów, chociaż wiedziała, że wystarczy otworzyć oczy i wszystko znów się przemieni w nudną rzeczywistość. Uniosła wreszcie powieki, a Kraina Czarów ze snu ostatecznie zniknęła. Zniknęła też biblioteka, regały i książki.

Tło zdjęcia pochodzi z:
https://www.youtube.com/watch?v=OKR_TlsFLvI&t=12s

piątek, 24 sierpnia 2018

"Złodziejka dusz" - fragment powieści

Głowna bohaterka "Złodziejki dusz", Anastazja Niebieska, to roztargniona pedantka (wbrew pozorom te cechy wcale nie muszą się wykluczać ;) ), która twardo stąpa po Ziemi, ale też często chodzi z głową w chmurach (patrz wyżej). ;)
Jej głęboka wiara w to, że wszystko, nawet pozornie niemożliwe, da się jakoś realnie wytłumaczyć, zostaje poważnie zachwiana, gdy pewnego dnia zamieszkuje (tylko na pewien czas!) w starej willi należącej niegdyś do tajemniczej przodkini… 

Niżej specjalnie dla Was spory fragment powieści, po którym raczej nie powinniście mieć wątpliwości, czy chcecie przeczytać „Złodziejkę dusz”, czy też nie… ;)
Przypominam, że premiera już 5 września.

                                             ***
       Policzyła do dziesięciu i uniosła ostrożnie tylko jedną powiekę. Niestety, nadal widziała to samo, choć trudno jej było w to uwierzyć. Otworzyła drugie oko, a potem usta i zamarła sparaliżowana zaskoczeniem, lękiem i przede wszystkim bezgranicznym zdumieniem. 
      Wypuszczony ze zdrętwiałych nagle rąk mop upadł z łoskotem na podłogę. Nie schyliła się po niego. Podejrzewała, że nie będzie jej potrzebny, o ile nie zrobi ze strachu tego, o czym opowiada się w dowcipach, a po czym trzeba będzie wycierać podłogę, umierając ze wstydu. Właściwie niewiele brakowało, by do tego doszło. Powstrzymała nieszczęście dosłownie w ostatniej chwili, zaciskając mocno uda. Pozostało jedynie nieprzyjemne mrowienie w dole brzucha i lędźwiach. Z powodu nagłej suchości w ustach i zaciśniętego gardła, przez zbyt długi moment nie była też w stanie wydobyć z siebie nawet jednego dźwięku. 
       – Kim jesteś? – wydusiła wreszcie drżącym głosem. Niestety, nie usłyszała odpowiedzi. – Skąd się tu wziąłeś? – spytała ponownie, mimo ciągłego wewnętrznego dygotu, odzyskując powoli czucie w rękach i nogach, co pozwoliło jej zrobić dwa kroki w bok i oprzeć się obiema rękami o poręcz fotela, bo w przeciwnym razie pewnie by w końcu upadła. Jej ciało teraz dla odmiany robiło się coraz bardziej wiotkie. Niczym z balonika uchodziło z niej powietrze, a kolana stawały się dziwnie miękkie.
      – Jak masz na imię? – Tym razem postarała się brzmieć łagodnie.