Zgodnie z obietnicą, zapraszam na kolejny etap podróży po Podlasiu.
Dziś przystanek kulinarny! :)
Tym razem zatrzymamy się w podłomżyńskiej Piątnicy, a dokładnie w miejscu, gdzie wypieka się prawdziwe podlaskie sękacze.
Dzięki uprzejmości właściciela piekarni, pana Jarosława Kalinowskiego, udało mi się znaleźć w centrum wydarzeń i zrobić dla Was kilka zdjęć ilustrujących, jak powstaje to cudo.
Dzięki uprzejmości właściciela piekarni, pana Jarosława Kalinowskiego, udało mi się znaleźć w centrum wydarzeń i zrobić dla Was kilka zdjęć ilustrujących, jak powstaje to cudo.
Przepis na sękacz według
legend znany był już w średniowieczu. Swoją nazwę zawdzięcza
charakterystycznym sękom powstałym podczas jego pieczenia.
Piecze się go nad
otwartym ogniem (dziś częściej są to specjalne grzałki), na obracającym się
rożnie w kształcie drewnianego wałka. Wałek polewa się kolejnymi zapiekanymi na
złoty kolor warstwami ciasta, dzięki czemu w przekroju sękacza widoczne są
grubsze warstwy jasnego ciasta przedzielone ciemnymi warstewkami ciasta
zrumienionego przez ogień, co przypomina słoje roczne w pniu drzewa.
Efekt jest równie ciekawy jak smak tego niezwykłego,
niedającego się porównać z żadnym innym wypiekiem.
niedającego się porównać z żadnym innym wypiekiem.
Składniki ciasta od
stuleci pozostają te same.
Do wykonania około trzykilogramowego sękacza o wysokości ponad pięćdziesięciu centymetrów potrzebne są: kopa (czyli sześćdziesiąt) jaj, dwa i pół kilograma masła, po tyle samo mąki i cukru oraz mnóstwo czasu i cierpliwości na jego przygotowanie. Na szczęście istnieje też sposób na domową wersję sękacza ze znacznie mniejszej ilości składników (przepis dostępny jest na ostatnich stronach "Bluszczu prowincjonalnego"). Jego smak, choć nie da się go porównać z oryginalną wersją pieczoną na ogniu, jest też zdecydowanie wart poświęconego czasu (oczywiście zgodnie z podlaską tradycją niemałego) na jego przygotowanie.
Ponadto sękacz niezawierający konserwantów, ani nawet jakichkolwiek spulchniaczy, może być z powodzeniem przechowywany w temperaturze pokojowej nawet do dziesięciu tygodni.
Do wykonania około trzykilogramowego sękacza o wysokości ponad pięćdziesięciu centymetrów potrzebne są: kopa (czyli sześćdziesiąt) jaj, dwa i pół kilograma masła, po tyle samo mąki i cukru oraz mnóstwo czasu i cierpliwości na jego przygotowanie. Na szczęście istnieje też sposób na domową wersję sękacza ze znacznie mniejszej ilości składników (przepis dostępny jest na ostatnich stronach "Bluszczu prowincjonalnego"). Jego smak, choć nie da się go porównać z oryginalną wersją pieczoną na ogniu, jest też zdecydowanie wart poświęconego czasu (oczywiście zgodnie z podlaską tradycją niemałego) na jego przygotowanie.
Ponadto sękacz niezawierający konserwantów, ani nawet jakichkolwiek spulchniaczy, może być z powodzeniem przechowywany w temperaturze pokojowej nawet do dziesięciu tygodni.
Gorąco zachęcam do spróbowania!
lub...
Samodzielnego upieczenia domowej wersji sękacza,
przepis dostępny na stronach
"Bluszczu prowincjonalnego". :)
Smacznego! :)
Latem ubiegłego roku miałam w domu gościa z Piątnicy właśnie.Odwiedził nas mój wujek,który w Piątnicy mieszka od wielu lat.Przywiózł nam ten wspaniały przysmak.Trzeba przyznać,że smak ma wyjątkowy!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię sękacz, ma niepowtarzalny smak i przecudowny wygląd. Niestety rzadko się nim delektuję z powodu ceny :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńjadłam takiego 20 lat temu pycha :)
OdpowiedzUsuńZaręczam, że wciąż smakuje tak samo ;)
UsuńDawno o już będzie, bo ponad 20 lat temu, ale jadłam takie cudeńko na weselu... u mnie pod Miechowem.
OdpowiedzUsuńMama pana młodego z owego wesela pochodzi spod Radzynia Podlaskiego, tam mieszka cała jej rodzina i jej siostry sękacze robione w domu przez pół Polski wiozły... Niebo w gębie:)
Wyglądają nieziemsko i zapewne tak smakują. Mam nadzieję, że zawitam kiedyś w tamte strony i skosztuję tych smakowitości:)
OdpowiedzUsuńPrzywiozłam sękacza z Gołdapi. Jest przepyszny. I to nie tylko moja opinia! :)
OdpowiedzUsuń