poniedziałek, 23 czerwca 2014

Tym razem... o pasjach.

Kolejny wpis zainspirowany wywiadem u Naili. Jedna z czytelniczek - Ania Wojszel, poprosiła mnie, żebym opowiedziała coś więcej o pasjach wspomnianych w biogramie. 
Ponieważ dotąd zbyt wielu dowodów na posiadanie takowych nie przedstawiłam, obiecałam, że zrobię to w osobnym wpisie na blogu. 

Dziś dotrzymuję słowa.

W biogramie można znaleźć taką informację:
"Pasjonatka  w najszerszym ujęciu tego słowa. (...) Niestety, na  pasje (plastyczne, rękodzielnicze, kulinarne, ogrodnicze, podróżnicze i kilka innych) zaczęło brakować czasu, dlatego autorka zebrała je wszystkie w ramach jednej, tej największej, którą jest pisanie."

Informacja jest jak najbardziej aktualna. Pisanie, to moja największa pasja. Tam przemyciłam jednak wiele innych, bardzo różnych pasji - moich, i nie tylko. Każdego, kto chciałby dowiedzieć się o nich więcej, zapraszam do lektury moich powieści...

...które powstały tu:


Jeśli ktoś się przyjrzy, w miejscu, w którym zwykle piszę (również ten post) dostrzeże moje zamiłowania niemal wprost. Laptop, szyte własnoręcznie zasłony i poducha, ozdobiony techniką decoupage zegar i podstawka do laptopa, po prawej album ze zdjęciami z podróży, w filiżance koktajl bananowo - czekoladowy z domową granolą, a za oknem ogród.

Przechodząc do szczegółów, i ilustracji...

1. Szycie i szydełkowanie:
Podyktowane w dużej mierze względami praktycznymi. Kiedyś szyłam sobie ubrania, dzięki czemu w czasach mniej korzystnych modowo moja garderoba była całkiem różnorodna i kolorowa. Dziś w obliczu obficie zaopatrzonych sklepów mój zapał w tej kwestii osłabł, ale nadal obszywam moje cztery kąty, wciąż wykorzystując praktyczne aspekty umiejętności przekazanej mi przez mamę. Niezręcznie jest mi jednak fotografować uszytą przeze mnie resztę zasłon, poduch, podkładek na stół, pokrowców na krzesła, itp. rzeczy, a tym bardziej nieliczne, ocalałe części uszytej, bądź "wyszydełkowanej" garderoby - własnej lub domowników, dlatego po namyśle postanowiłam pokazać coś, co bardzo dawno temu uszyłam wspólnie z moimi dziećmi:


Wąż uszyty ze ścinków i wypchany jednorazowymi woreczkami po zakupach, dzięki czemu fajnie szeleści. :) W ogonie są opakowania po jajkach - niespodziankach wypełnione grochem, ponieważ to jest wąż grzechotnik. :)

2. Kulinaria:
W kuchni lubię eksperymentować. Rzadko korzystam w gotowych przepisów, większość, które wykorzystuję powstała w wyniku wielokrotnych prób i błędów. W ten sposób powstał między innymi chleb, o którym pisałam tuSporo przepisów zamieściłam też w "Bluszczu prowincjonalnym".

3. Malowanie:
Długo zastanawiałam się, czy przyznać się, że czasem to robię. Maluję. Jeszcze dłużej wahałam się, czy wstawić zdjęcie unaoczniające. Wiem, że widok efektów tej akurat pasji może niektórych przyprawić o ból zębów, ale cóż poradzę, że lubię, i czasem zabieram się za tę jedną z najtrudniejszych sztuk. :) Dla przyjemności - właściwie wyłącznie. Nie upubliczniam za bardzo, jeśli wieszam na ścianach to raczej w miejscach niewidocznych dla odwiedzających mnie gości. Dziś czynię wyjątek najbardziej wyjątkowy ze wszystkich i pokazuję dwa obrazki wykonane suchymi pastelami, oraz jeden (z rzeczywistej serii sześciu) farbami witrażowymi - oprawiony w samodzielnie wykonaną ramkę.


4. Podróże:
O tym mogłabym wiele, dlatego napiszę bardzo niewiele. Na blogu pojawiło się już kilka wpisów geograficznych - widocznych w zakładce po prawej stronie, niebawem pojawią się nowe dotyczące "Tajemnic Luizy Bein", z tego właśnie powodu na razie powstrzymam się przed opisywaniem swoich wojaży wakacyjnych. 

5. Decoupage:
To jedna z pasji, której nie zarzuciłam, mimo pisania. Od czasu do czasu wywlekam swój miniwarsztacik i ozdabiam wszystko, co tylko wpadnie mi w ręce. Dla relaksu, odstresowania się, wyciszenia i wszystkiego, co wiąże się z tzw. świętym spokojem.Większość przedmiotów fotografuję, przede wszystkim po to, by w razie czego móc je odtworzyć, jeśli zostaną mi odebrane, co zdarza się całkiem często (...no proszę cię, daj mi, daj, przecież zrobisz sobie drugie...). W internetach kurzy się z lekka zaniedbana galeria takich zdjęć z czasów, gdy jeszcze aktywnie dyskutowałam na blogach rękodzielniczych, spotykałam się z ich użytkowniczkami (serdecznie pozdrawiam wszystkie, które tu zajrzą - blogerki i zalogowane niegdyś na kaiem, a dziś m.in. w Krainie Czarów!) na wspólnym robótkowaniu. O trzech z nich można poczytać tu, tu i tu.
Kawałeczek dekupażowej galerii:

Stół ogrodowy, który dwukrotnie zmieniał twarz (czyt. blat), aż niestety ze wszystkim umarł (sorry, taki mamy klimat ;))

Wieszaczki na klucze, obecnie w domu moich rodziców. 

Trochę niecodzienne polącznie scrapbookingu (którego dopiero się uczę) i dekupażu. 
Jeśli ktoś miałby ochotę obejrzeć dzieło na żywo, zapraszam do saloniku w Łomży na Dwornej, opisanego w "Bluszczu prowincjonalnym". :)

Tego póki co mi nie odebrano, czyli nadal mam. ;)

Na górnych skrzyneczkach jest powieściowy Wartembork, czyli Barczewo, skrzynkę z elfami dostała pewna mała dziewczynka, różowe pudełko wymieniłam (na forumowej wymiance) na kolczyki i zakładkę. 

Po prawej butelka na nalewkę, niżej dzban - w miarę wierna kopia innego, który dawno temu należał do mojej babci.
Taca, herbaciarka i podkładki to prezent dla pewnej sympatycznej pani, a komplet z misiami dla mojego siostrzeńca. Jego mamie i tacie zawdzięczamy wątki weterynaryjne w "Bluszczu prowincjonalnym".


6. Został ogród...
I na razie poczeka na osobny wpis. Aż wszystko podrośnie, zakwitnie, zaowocuje jak należy. Wtedy zaproszę na spacer do wszystkich jego zakątków. 






2 komentarze: